EUROPA MIĘDZY WARSZAWĄ A WASZYNGTONEM
Pomimo sezonu letniego sporo się dzieje, zarówno w Polsce, jak i w Europie oraz na świecie – procesy zmian nie mają wakacji i zachodzą nieprzerwanie.
Czasem trudno zrozumieć, które wydarzenia są najważniejszymi symptomami kontynentalnych przemian. Jakie będą następstwa wizyty Trumpa w Warszawie, protestów w Hamburgu podczas szczytu G20 i długiego spotkania Trumpa z Putinem? Analityk biznesowy, Krzysztof Sadecki, przewiduje, że lipcowe wydarzenia będą miały duży wpływ na kształt i wygląd relacji USA – Europa.
|
Rzućmy okiem na mapę znaków czasu. Przywódcy uczestniczący w szczycie G20 w Hamburgu opowiedzieli się za otwartymi rynkami oraz przeciwko protekcjonizmowi w handlu. Wszyscy zgodzili się z decydującą rolą odgrywaną przez międzynarodowy handel oparty na regułach zgodnych z zasadami Światowej Organizacji Handlu (WTO). Ma to kolosalne znaczenie dla przyszłości Europy, bowiem unijni eksporterzy zgłaszają coraz większą liczbę barier handlowych - tylko w zeszłym roku ich liczba wzrosła o 10 procent, a koszty sięgają miliardów euro.
- Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że pod koniec ubiegłego roku w ponad 50 krajach będących partnerami handlowymi Unii Europejskiej istniały 372 bariery - 36 z nich wprowadzono w 2016 roku. Dla Brukseli szczególnie niepokojące jest to, że politykę wprowadzania barier handlowych, mimo wielokrotnych obietnic walki z protekcjonizmem, kontynuują kraje rozwinięte z grona G20 – twierdzi Krzysztof Sadecki.
Na tym nie kończą się niepokoje, ponieważ z powodu sprzeciwu Rosji i Chin nie powiodła się próba włączenia do dokumentu końcowego podczas szczytu w Hamburgu fragmentu o międzynarodowych krokach przeciwko przemytnikom, brak też porozumienia w sprawie kar dla przemytników migrantów. Sytuacja tymczasem jest poważna, przykładowo włoskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych poinformowało w ubiegłym tygodniu, że tylko do początku tego roku, do kraju napłynęło ponad 83 tysiące migrantów. Uwagę komentatorów zaprzątały jednak ważniejsze sprawy, szczyt w Hamburgu zelektryzował opinię publiczną przede wszystkim ze względu na pierwsze spotkanie Donalda Trumpa i Władimira Putina oraz na towarzyszące spotkaniu G20 protesty i demonstracje. Ich uczestnicy, lewicowi ekstremiści, przedstawiciele pro-anarchistycznych ruchów wolnościowych oraz inni radykalni działacze sprzeciwiający się procesom systemowym nadających ton cywilizacji szczególną niechęcią darzą Stany Zjednoczone.
- Prezydent USA pomimo tego, ile już zdążył zrobić w kierunku poprawy sytuacji globalnej - wystarczy wspomnieć choćby o inicjacji procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie - ma na arenie medialnej bardzo zły PR, nie bez winy europejskich polityków. Jego przybycie do Hamburga podsyciło tylko wściekłość antyglobalistów, czego wynikiem są spore straty w mieniu i ponad 200 rannych policjantów. Nie są to jednak pierwsze protesty ani zamieszki towarzyszące szczytom gospodarczym, ich znaczenie jest tylko ciekawostką dalszego planu, znacznie ważniejsze było omówienie przez przywódców USA i Rosji problemów związanych z sytuacjami na Ukrainie, w Syrii oraz podjęcie kroków w kwestiach dwustronnych – kontynuuje analityk.
Ani Donald Trump ani Władimir Putin nie chciał kończyć spotkania, przez ponad 120 minut rozmowy poruszono problemy walki z terroryzmem i cyberprzestępczością. Porozumienie w sprawie rozejmu w Syrii zostało odczytane jako wielki sukces Trumpa, ale według słów nestora Partii Republikańskiej, byłego senatora Boba Dole'a nie tylko spotkania prezydenta USA podczas szczytu G20 w Hamburgu pozwoliły odbudować pozycję Stanów Zjednoczonych jako lidera wolnego świata. Równie ważna była tu wizyta Donalda Trumpa w Warszawie.
- Nie ma większego znaczenia, w jaki sposób będziemy interpretować wizytę prezydenta USA w Polsce, jeśli będziemy się do tego zabierać z punktu widzenia Polski i Polaków. Te dywagacje jeszcze długo nie ucichną, będą podnosić różne argumenty a uczestnicy poszczególnych dyskusji raczej nie osiągną porozumienia, które powiedzmy sobie szczerze, nie jest na forum medialnym czymś szczególnie pożądanym, jako że grozi stagnacją oraz znudzeniem odbiorców – uważa Sadecki.
Wizyta Donalda Trumpa z perspektywy zagranicznej
Warto przyjrzeć się, jak wyglądała wizyta w Polsce z perspektywy samych Stanów Zjednoczonych i z perspektywy Europy, a zwłaszcza z perspektywy lęków, o których europejscy przywódcy nie chcą głośno mówić. Przede wszystkim Polska była pierwszym krajem poza Arabią Saudyjską i Izraelem, który witał Donalda Trumpa owacyjnie. Reakcje Polaków były dla prezydenta USA takie same jak te, z którymi spotykał się na swoich wiecach i były bardzo pozytywnym wzmocnieniem tego, czego nauczył się o Polsce z wygłoszonego w Warszawie przemówienia.
- Warto tutaj zwrócić uwagę na pewien układ sytuacyjny; przemówienie opierało się na motywie historii walki Polski z Niemcami i z Rosją, Donald Trump wygłasza je, po czym udaje się na szczyt G20, żeby spotkać się z przywódcami tych państw. Tam sugeruje Władimirowi Putinowi destabilizację sytuacji w Europie i daje do zrozumienia, że Rosja powinna się ucywilizować. Europie mówi o wolności budowanej na wolności osobistej, wspomina o zbyt dużej roli biurokracji, która doprowadza do przeregulowania systemu i wytyka gospodarzowi szczytu, czyli Angeli Merkel politykę proimigracyjną. Europejscy politycy robią dobrą minę do złej gry i zamiast odpowiedzieć prezydentowi USA wprost, krytykują Polskę zaznaczając, że Donald Trump nie rozumie Europy – twierdzi Krzysztof Sadecki.
Po wizycie Trumpa w Polsce na Zachodzie pojawiły się głosy mówiące, że Polska i Węgry nie będą mieć przyszłości z Trumpem, jeśli nie będą się solidaryzować z polityką UE. Można też było usłyszeć ostrzeżenie, że Donald Trump chce wciągnąć Europę w swoją grę. Jaką? O tym już mówi się przy pomocy ogólników, co nie wygląda za dobrze, w świetle tego, że politycy europejscy bali się Donalda Trumpa zanim jeszcze został prezydentem. Gdzieniegdzie padały słowa o zgubnej dla Europy „doktrynie Trumpa”, ale co ona tak naprawdę oznacza? Jest oczywiście świetnym straszakiem dla opinii publicznej, może brzmieć groźnie dla Polaków i świetnie podsycać niepokoje takie jak te, które doprowadziły do zamieszek w Hamburgu, ale w rzeczywistości jest tylko pochodną inicjacji procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie, procesu na którym cały wolny świat może tylko zyskać. Cóż więc nie podoba się w doktrynie? Trump odizolował siedem krajów, z których pochodzi blisko 95 procent terrorystów. Czy jest w tym coś złego?
- Na pewno dla państw, które handlują ropą, z tak zwanym Państwem Islamskim i dla tych, którzy mają chrapkę na odizolowane tereny, gdzie mogliby postawić, np. swoje zakłady produkcyjne, gdyż u siebie nie mają już na nie miejsca. Postawienie tamy nowej formie kolonizacji Bliskiego Wschodu i północnej Afryki przez zachodnie koncerny wspierające polityków UE zostało nazwane doktryną Trumpa. Ale jeśli faktycznie uda się doprowadzić do osłabienia nastrojów w taki sposób, by Stany Zjednoczone to poczuły, niezadowolenie Europejczyków skupi się na nich samych – kontynuuje Sadecki.
Po Brexicie Donald Trump może prowadzić rozmowy z Wielką Brytanią bez pośrednictwa UE, a bez obecności Anglii w Unii Europejskiej i przy niechęci żywionej przez Niemcy, Francję i Belgię takie same rozmowy może prowadzić z Rosją, również ponad głowami Europejczyków bez ich udziału i bez uwzględnienia ich interesów. Po tym jednak, co spotkało go w Warszawie i po zrozumieniu roli Polski i Polaków w procesach nowoczesnego świata, być może wybierze nasz kraj jako dodatkowego partnera w negocjacjach, a Europa znajdzie się na linii między Warszawą a Waszyngtonem. I tak naprawdę właśnie o tej możliwości świadczą wypowiedzi o konieczności solidaryzowania się z polityką europejską - inaczej współpraca Polaków z Donaldem Trumpem nie przyniesie pożytku. Być może najbliższe tygodnie zmienią opisywaną sytuację na bardziej wyrazistą.
Na zakończenie zwróćmy uwagę na jeszcze jeden efekt wizyty prezydenta USA w Polsce. Minister finansów i przewodniczący Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów Mateusz Morawiecki zapowiedział inicjację procesu uzyskania przez Polskę niezależności energetycznej w ciągu najbliższych pięciu lat. Temat ten został wcześniej poruszony w artykule publikowanym przez szereg portali pod tytułem „Czy Polska będzie niezależna energetycznie?”[1]. W tekście tym, Krzysztof Sadecki nakreśla wizję takiej sytuacji wykorzystywanej przez polski rząd i w dodatku związanej kontekstowo ze współpracą z USA.
[1]http://manager24.pl/czy-polska-bedzie-niezalezna-energetycznie/; http://www.telegraf.biz/surowce/article,czy_polska_bedzie_niezalezna_energetycznie,22159,1,1,1.html
Nadesłał:
dorota5
|