Z KOLEJNYMI WYBORAMI NA NASZYCH OCZACH RODZI SIĘ HISTORIA
Kiedy wydaje się, że nie ma innej możliwości rozwoju sytuacji od tej, która została przewidziana przez obserwatorów, a mimo to akcja zaskakuje, warto sprawdzić co na ten temat mają do powiedzenia eksperci. Z takim momentem mamy do czynienia właśnie teraz, w najnowszej historii Europy.
Pomimo prognoz populiści we Francji i Włoszech nie odnieśli sukcesu w wyborach. Przyszłość Unii Europejskiej, w której miały się nasilić tendencje do jej rozpadu została zastąpiona przez inną, pytanie czy rzeczywiście optymistyczną?
|
Front narodowy we Francji nie zrealizował swojego celu, czyli zwiększenia liczby mandatów z dotychczasowych dwóch do sześćdziesięciu. Okazało się, że miliony Francuzów, którzy zagłosowali na liderkę tej partii w wyborach prezydenckich oraz w parlamentarnych odwróciły się od niej.
- Kluczowym argumentem był postulat o wyjściu ze strefy Euro – analizuje sytuację Krzysztof Sadecki, polski finansista oraz znawca niuansów rynku europejskiego. - Większość Francuzów chce w niej jednak pozostać, w końcu to Francja przez lata była największym orędownikiem integracji Europejskiej. Stary scenariusz dla większości zwolenników Marine Le Pen zakładał zdobycie przez nią urzędu prezydenckiego i zgodnie z zasadą, że nikt nie rządzi samotnie zabezpieczenie sytuacji spoczęłoby na parlamencie. Taki układ musiał wygenerować widoczne i dynamiczne zmiany, których Francja potrzebuje i to bez znaczącej obecność Frontu Narodowego w Zgromadzeniu Narodowym.
Notowania jakimi ta partia cieszyła się przed wyborami prezydenckimi spadły, ale nie bez winy jej samej. Front Narodowy nie jest monolitem – boryka się z podziałami partyjnymi jak każda polityczna struktura. Z jednej strony ultra-populiści, którzy domagają się likwidacji euro a jednocześnie utrzymania rozbudowanego aparatu państwowego i silnie nacjonalistycznego charakteru kraju. Propagują przy tym protekcjonizm gospodarczy, ale godzą się na aborcję i małżeństwa jednopłciowe. Z drugiej strony ich przeciwnicy - obojętni wobec euro, ale za to jako katolicy nie zgadzają się na aborcję i homomałżeństwa.
- Gdyby na tym podziale kończyły się problemy wewnętrzne Frontu Narodowego być może nie poniósłby takiej porażki wyborczej – kontynuuje Sadecki. - Ale wielkie rozczarowanie w szeregach ultraprawicy wywołało wycofanie się z polityki Marion Marechal-Le Pen, siostrzenicy Marine. To ona sprawowała jeden z dwóch dotychczasowych mandatów Frontu w parlamencie i była szczególnie lubiana przez partyjnych konserwatystów, którzy kreowali ją na duchową kontynuatorkę myśli ultraprawicowego dziadka – Jean-Marine. Marion zaś sprzeciwia się aborcji i procesom akceptacji homoseksualizmu, ale i szowinizmowi narodowemu ultra-populistów.
Według prognoz można było mówić już o roli opozycji przewidywanej dla Frontu Narodowego po wyborach parlamentarnych. Ale nie najlepiej brzmiały takie przewidywania w kontraście do pogróżek przed wyborami prezydenckimi – wskazywały na pogodzenie się z losem po przegranej w wyścigu do fotela prezydenckiego Marine Le Pen, czyli jej polityczną śmierć.
Populiści we Włoszech
Nie lepiej powiodło się populistom u sąsiadów Francji – we Włoszech. Tu odbyły się wybory samorządowe, które uchodzą za test przed wyborami parlamentarnymi i w ponad tysiącu miast oraz gmin wybierano burmistrzów i radnych. Tak się złożyło, że populiści nigdzie nie przeforsowali swoich kandydatów. Spektakularną porażkę ponieśli między innymi w Genui, ale o tej zadecydowała pycha lidera Ruchu Pięciu Gwiazd, który unieważnił nominację partyjnej kandydatki wyłonionej w internetowych prawyborach partii i nominował własnego człowieka – który zyskał zaledwie 18 procent. W skali kraju natomiast wiarygodność grającego na instynktach i lękach społeczeństwa ugrupowania została zachwiana przede wszystkim skandalami rządów w dwóch dużych miastach – Rzymie i Turynie. Burmistrz Rzymu, przedstawicielka populistycznego Ruchu Pięciu Gwiazd, która odrzuciła „kryminalną” jej zdaniem kandydaturę swojego miasta do olimpiady 2024 stała się bohaterką afery korupcyjnej. Dodatkowym argumentem za cofnięciem przez wyborców kredytu zaufania populistom było stanowisko w sprawie nowej ordynacji wyborczej do wyborów parlamentarnych. Czy ma to jakieś znaczenie dla reszty Europy?
- Rynek zawsze reaguje na sytuację polityczną niczym czuły barometr, ale zanim cokolwiek będzie można powiedzieć muszą się pojawić kolejne zmienne – wyjaśnia Krzysztof Sadecki. - Sytuacja we Włoszech wydaje się jasna, ale we Francji już taka nie jest. Francja przeżywa aktualnie największy egzystencjalny kryzys od czasów II wojny światowej. Wybory wygrał Macron, ale nie wiemy jak będą wyglądały jego relacje z Berlinem. Tu zaś wiele zależeć będzie od tego, kto wygra wybory do Bundestagu 24 września a to kolejna zmienna, od której wiele zależy. To prawda, że zarówno obecna kanclerz Angela Merkel, jak i jej główny konkurent Martin Schulz opowiadają się za pogłębianiem integracji i wzmacnianiem Unii. Ale strefa euro nie kojarzy się już dobrobytem, a ze skomplikowanymi mechanizmami mającymi zabezpieczać przed skutkami kryzysów gospodarczych, które z kolei uderzają w banki i rynek finansów destabilizując gospodarkę w poszczególnych sektorach. Sytuacja nie może być napięta w nieskończoność – musi się w końcu wyprostować albo pęknie.
Wyniki wyborów we Francji i we Włoszech tak naprawdę pokazują lęk europejskich społeczeństw. Ciemne chmury nad gospodarką Starego Kontynentu utrzymują się od dłuższego czasu. Pesymistyczny nastrój, który wywołują nasila opór przed zmianami – na nim zaś żerują polityczni populiści, kreujący siebie rozmaitymi sposobami na konserwatystów. Nauczeni doświadczeniem lat demokracji Europejczycy poszczególnych narodowości wiedzą jednak jak wielka różnica leży między wyborczymi obietnicami, a późniejszymi rozwiązaniami wymuszanymi przez sytuację, nie przez życzenia. Dlatego niewielu chciałoby ryzykować problemy, których nie sposób przewidzieć. Lepsza przyszłość pewniejsza i możliwa do przeczucia, nawet za cenę pewnej niewygody, identycznie jak w przysłowiu „lepszy stary wróg a znany”. Ten sam wiatr, który nadymał żagle populistom odsunął ich na boczny tor.
Być może tak samo rozegrają się wybory do Bundestagu, na które warto zwrócić uwagę, wszak mówimy o własnych sąsiadach. Wpływ na elekcję jak zawsze będą mieć nastroje, ale politycy będą mieć coraz mniejsze możliwości ich kształtowania. Żadna obietnica nie przysłoni kryzysu emigracyjnego, zagrożenia terrorystycznego, czy trudności budżetowych z jakimi coraz mocniej boryka się opieka socjalna i edukacja. Zwykłe obietnice nie uciszą niepokoju dumnego, jak każdy narodu, zmęczonego sytuacją w najbliższym otoczeniu i to taką, o jakiej trzy-cztery lata temu nikt nawet by nie pomyślał. Sytuacja wygląda poważnie, w dodatku Angela Merkel nie znalazła do tej pory wspólnego języka z prezydentem Stanów Zjednoczonych, ani z Wielką Brytanią. Mało prawdopodobne by osłabiona w ten sposób pozycja pozwoliła jej wygrać – wydaje się to logiczne. Jednak ludzkie reakcje, zwłaszcza w skali masowej rzadko są związane z logiką. Do 24 września lepiej więc wstrzymać się z prognozami albo mieć świadomość, że te z którymi będziemy mieć już wkrótce do czynienia będą przewidywaniami ukutymi wyłącznie na użytek medialny.
- Z Polskiej perspektywy najważniejszym wskaźnikiem nie będą więc notowania polityczne a zmiany w relacjach między procesami ekonomicznymi – konkluduje Krzysztof Sadecki. - Pod wpływem wielu impulsów, nie tylko politycznych, wiele krajów zamyka się na niektóre rynki i szuka nowych, a jest to proces o wiele bardziej złożony niż tylko grupowanie napięć wywołanych przez wybory. W tej chwili wartość euro w stosunku do dolara maleje, ale umacnia się złotówka. By jednak dobrze wykorzystać taką sytuację, należy zmniejszyć ryzyko błędów w działaniu powierzając kontrolowanie jej ekspertom w danej dziedzinie, zdolnym do wydawania niezależnych opinii. Celem powinien być rozwój, dobro gospodarki a nie łagodzenie sztucznie wywołanych sporów, w których nie ma nic z działania dla dobra kraju. Każda zmiana wywołuje fale zawirowań gospodarczych; wpływa na kursy walut, przyspiesza albo obniża tempo rozwoju poszczególnych sektorów gospodarczych. Skoro potrafimy budować elektrownie wykorzystujące energię pływów morskich, czemu nie pozwolić ekspertom wskazać nam szansy na wykorzystanie fal wywołanych przez zmiany jakim podlega dziś Europa?
Nadesłał:
dorota5
|